www.fgks.org   »   [go: up one dir, main page]

Złe dziecko

Page 1

Tłumaczenie

Anna Gralak

Kraków 2024

Tytuł oryginału

The Lies We Told by Camilla Way

Copyright © Camilla Way 2018

First published by HarperCollinsPublishers 2018. All rights reserved.

Copyright © for the translation by Anna Gralak

Copyright © for the Polish edition by SIW Znak sp. z o.o., 2024

Projekt okładki i typografia

Lena Kleiner

Ilustracja na okładce

© goglik83 / Depositphotos

Adaptacja okładki

Karolina Korbut

Wydawczyni

Olga Orzeł-Wargskog

Redaktorka prowadząca

Dorota Trzcinka

Opieka redakcyjna

Sylwia Stojak

Opracowanie tekstu i przygotowanie do druku

CHAT BLANC Anna Poinc-Chrabąszcz

Opieka promocyjna

Wiktoria Wermińska

ISBN 978-83-240-9946-7

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak

ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków

Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl

Wydanie I, Kraków 2024

Druk: Pozkal

Nie pamiętam, kiedy dokładnie zaczęły mnie dręczyć wątpliwości. Początkowo nie potrafiłam się do nich przyznać przed sobą samą. Spychałam je na karb zmęczenia, szoku i stresu macierzyństwa albo wolałam wynajdować setki innych powodów niż spojrzeć prawdzie w oczy. Nie dawałam po sobie poznać, jak bardzo się martwię. Jak się boję. Tłumaczyłam sobie, że Hannah jest zdrowa, piękna i nasza, że tylko to się liczy.

A jednak wiedziałam. W jakimś sensie już wtedy wiedziałam, że z moją córką coś jest nie tak. To był instynkt, najczystszy i najprawdziwszy, taki, dzięki jakiemu zwierzęta wyczuwają, że w ich stadzie dzieje się coś złego. Po cichu porównywałam ją z innymi dziećmi – w przychodni, w klubach matki i dziecka albo w supermarkecie. Obserwowałam ich miny, ich reakcje, nieustannie zmieniające się emocje widoczne na małych buziach, a później patrzyłam w piękne

duże brązowe oczy Hannah i niczego w nich nie widziałam. Owszem, była w nich inteligencja – o jej intelekt nigdy się nie martwiłam – ale rzadko zauważałam emocje. Nigdy niczego nie czułam z jej strony. Choć szczodrze okazywałam jej miłość, nie potrafiłam do niej dotrzeć. Tylko ślizgałam się po jej powierzchni jak woda po ceracie.

Kiedy dzieliłam się swoimi obawami z Dougiem, początkowo zbywał je śmiechem. „Po prostu jest wyluzowana – mówił – nie czepiaj się jej, kochanie”, a ja pozwalałam, żeby jego słowa mnie uspokajały, wmawiałam sobie, że Doug ma rację, że Hannah nic nie jest, a wszystkie moje obawy to wytwór wyobraźni. Kiedy jednak miała prawie trzy lata, zdarzyło się coś, czego nawet Doug nie mógł zignorować.

Szykowałam w kuchni śniadanie, a ona siedziała na podłodze, bawiąc się prowizoryczną perkusją z garnków i patelni, które wyjęłam, żeby ją czymś zająć. Raz po raz uderzała łyżką

23

w ten sam garnek, a dźwięk odbijał się rykoszetem w mojej głowie. Akurat w chwili, w której zaczęłam sobie wyrzucać, że umożliwiłam jej taką zabawę, hałas nagle ucichł.

– Hannah chce ciastko – oznajmiła.

– Nie, kochanie, jeszcze nie teraz – odpowiedziałam, uśmiechając się do niej. – Szykuję owsiankę. Pyszną owsiankę! Za chwilkę będzie gotowa!

Hannah wstała i powtórzyła głośniej: – Hannah chce ciastko. Już!

– Nie, skarbie – odrzekłam z większą stanowczością. –Najpierw śniadanie. Zaczekaj.

Kucnęłam, żeby poszukać miseczki w dolnej szufladzie, i nie usłyszałam, jak Hannah podchodzi do mnie od tyłu. Kiedy się odwróciłam, poczułam w oku nagły ostry ból i zszokowana zatoczyłam się do tyłu. Dopiero po chwili zrozumiałam, co się stało – dotarło do mnie, że uderzyła mnie w oko końcem metalowej łyżki, robiąc to z siłą, o jaką nigdy bym jej nie posądzała. I zanim się odwróciła, zamroczona przerażeniem zauważyłam – tylko przez sekundę – jej reakcję: błysk zadowolenia na jej twarzy.

Musiałam zabrać ją ze sobą do szpitala, bo Doug miał wrócić dopiero za kilka godzin. Nie wiem, czy pielęgniarka na pogotowiu mi uwierzyła, czy może przejrzała moją kiepską bajeczkę i uznała mnie za bitą żonę, kolejną ofiarę pijackiej kłótni rodzinnej. Jeśli wyczuła mój wstyd i strach, w żaden sposób tego nie skomentowała. A Hannah przez cały czas patrzyła, jak pielęgniarka opatruje mi ranę, i z milczącym brakiem zainteresowania słuchała moich kłamstw o tym, jak przypadkiem wpadłam na drzwi.

Wieczorem, gdy leżała w łóżku, siedzieliśmy z Dougiem przy stole w kuchni i wpatrywaliśmy się w siebie.

24

– Ona nie ma nawet trzech lat – powiedział mój mąż. Miał pobladłą twarz. – To jeszcze mała dziewczynka, nie wiedziała, co robi…

– Wiedziała – zapewniłam go. – Doskonale wiedziała, co robi. A później nawet nie mrugnęła, tylko wróciła do tych przeklętych garnków i znowu zaczęła w nie walić, jakby nic się nie stało. *

Po tym incydencie było jeszcze gorzej. Dzieci krzywdzą się nawzajem, to powszechna sprawa. W każdej grupie przedszkolnej zauważysz, że się biją, gryzą albo kopią. Ale robią to w złości albo dlatego, że inne dziecko wyrządziło im krzywdę, albo żeby zdobyć upragnioną zabawkę. Nie robią tego w taki sposób jak Hannah – dla czystej, rozmyślnej przyjemności.

Obserwowałam ją jak jastrząb i widziałam, jak to się odbywa: widziałam wyraz jej oczu, widziałam, jak się szybko rozgląda, zanim kogoś uszczypnie albo uderzy. Motywowała ją reakcja na ból. Wiedziałam o tym. Widziałam to.

Zaprowadziliśmy ją do lekarza, domagając się skierowania do psychologa dziecięcego – cała nasza trójka wyruszyła do Peterborough na spotkanie z ubranym w czerwony sweter mężczyzną o szczerym uśmiechu i łagodnym głosie. Miał na imię Neil. Choć jednak bardzo się starał, zachęcając Hannah, żeby narysowała mu swoje uczucia albo odegrała jakieś scenki z wykorzystaniem lalek, kategorycznie odmawiała.

– NIE! – mówiła, odpychając kredki i zabawki. – Nie chcę.

– Proszę posłuchać – zaczął Neil, kiedy recepcjonistka wyprowadziła Hannah z gabinetu. – Ona jest bardzo mała. Dzieci czasami odreagowują. Być może nie zdawała sobie

25

sprawy, że zrobi pani krzywdę. – Zamilkł na chwilę, wpatrując się we mnie ze współczuciem. – Poza tym wspomniała pani o braku przywiązania z jej strony, o braku… reakcji emocjonalnych. Czasami dzieci modelują swoje zachowania na podstawie tego, co obserwują u rodziców. I czasami warto pamiętać o tym, że rodzic to dorosły człowiek, a zaspokajanie jego potrzeb emocjonalnych nie należy do zadań dziecka.

Powiedział to wszystko bardzo uprzejmie, bardzo delikatnie, ale natychmiast ogarnęła mnie wściekłość.

– Bez przerwy ją przytulam – syknęłam, ignorując dłoń, którą Doug położył na moim ramieniu, żeby mnie pohamować. – Mówię do niej, bawię się z nią, całuję ją, kocham i co chwila powtarzam, jaka jest dla mnie wyjątkowa. Nie oczekuję, żeby moja trzylatka „zaspokajała moje potrzeby emocjonalne”. Ma mnie pan za idiotkę?

Ziarno zostało jednak zasiane, implikacje były jasne. Tak czy inaczej, to była moja wina. I oczywiście w głębi serca obawiałam się, że Neil ma rację. Że jestem w jakimś sensie wybrakowana, że sama to spowodowałam – czymkolwiek było to „coś”. Wyszliśmy z gabinetu tego psychologa i nigdy więcej się u niego nie pokazaliśmy.

W dniu, w którym Hannah zabiła Lucy, stałam w drzwiach pokoju mojej pięcioletniej córki i wpatrywałam się w nią, a resztki nadziei, jakie mi pozostały – że się co do niej mylę, że z tego wyrośnie, że gdzieś w głębi niej jest normalne, zdrowe dziecko – zniknęły. Wmaszerowałam do pokoju i wzięłam ją za rękę.

– Chodź ze mną – powiedziałam, po czym zaprowadziłam ją do swojej sypialni.

26
*

Jej mina – posłuszna, lekko zainteresowana – tylko podsyciła moją wściekłość. Podeszłam z nią do łóżka, a ona stanęła obok mnie, spojrzała na łebek Lucy na mojej poduszce i zobaczyłam – nie mam najmniejszych wątpliwości – iskrę zadowolenia w jej oczach. Zanim na mnie spojrzała, znowu nabrały zupełnie niewinnego wyglądu.

– Mamusiu? – odezwała się.

– Ty to zrobiłaś – wycedziłam ze złością. – Wiem, że to ty. Kochałam tego ptaszka. Odziedziczyłam go po starszej sąsiadce, z którą kiedyś łączyła mnie zażyłość, i przez lata bezdzietności Lucy skupiała na sobie całą moją uwagę: piękna, bezbronna istotka wymagająca mojej opieki, potrzebująca mnie. Hannah wiedziała, jak bardzo ją kochałam. Wiedziała.

– Nie – odpowiedziała i przechyliła głowę, wciąż się we mnie wpatrując. – Nie, mamusiu. To nie ja.

Zostawiłam ją obok łóżka i zbiegłam po schodach do kuchni. A tam stała klatka Lucy: drzwiczki były otwarte, na podłodze obok leżało maleńkie ciałko bez głowy, zimne i sztywne. Rozejrzałam się, wściekle wodząc wzrokiem wokół siebie. Jak ona to zrobiła? Czym? Oczywiście nie miała dostępu do noży kuchennych. Nagle do głowy przyszła mi pewna myśl i pobiegłam z powrotem na górę, do jej pokoju.

I tam to znalazłam: na jej stoliku leżała metalowa linijka ze skrzynki z narzędziami Douga. Poprzedniego dnia słyszałam, jak go o nią prosiła – Hannah przekonywała, że jest jej do czegoś potrzebna. Teraz ta linijka leżała obok jej przyborów technicznych, a ja się w nią wpatrywałam i czułam, jak ogarniają mnie mdłości.

Nie zauważyłam, że córka przyszła za mną z kuchni, dopóki nie wślizgnęła się do pokoju i nie stanęła obok mnie. –

Mamusiu? – powiedziała.

Serce podskoczyło mi do gardła.

27

Jej spojrzenie przesunęło się na mój brzuch.

– Wszystko z nim w porządku?

To leciutkie seplenienie, ten ładny, melodyjny głosik, taki uroczy – wszyscy zwracali na niego uwagę. Zdusiłam swoją odrazę.

– Z czym? – spytałam.

Przyjrzała mi się.

– Z dzieckiem, mamusiu. Z tym dzidziusiem w twoim brzuszku. Wszystko z nim w porządku? Czy on też umarł?

W obronnym geście położyłam dłoń na brzuchu, jakby mnie uderzyła. Świdrowała mnie wzrokiem.

– Dlaczego dziecko miałoby umrzeć? – szepnęłam. – Dlaczego tak mówisz?

Oczywiście nie mogła wiedzieć, że trafiła w mój najczulszy punkt – w obawę, że to drugie dziecko, nasz następny cud, nie przetrwa, nie urodzi się żywe. Chyba właśnie stres związany z moimi relacjami z Hannah wywołał tę paranoję. Prawie myślałam, że na to zasługuję, bo tak fatalnie sobie z nią radziłam. Że moje nienarodzone dziecko zostanie mi odebrane w ramach pokuty.

Spojrzałam jej w oczy i poczułam na karku muśnięcie strachu.

– Nie ruszaj się z tego pokoju – poleciłam jej. – Nie ruszaj się, dopóki nie powiem, że możesz.

*

Wieczorem opowiedziałam Dougowi, co się stało.

– Co my zrobimy? – spytałam go. – Co my zrobimy, do diabła?

– Nie wiemy, czy to była Hannah – odrzekł słabym głosem.

28
– Co?

– Więc kto, do cholery?

– Może… Jezu, nie wiem! Może jakiś lis albo któreś z wałęsających się dzieci sąsiadów?

– Nie bądź śmieszny!

– Ciągle mamy lisy w ogrodzie – przekonywał. – Jesteś pewna, że tylne drzwi były zamknięte?

– No… nie – przyznałam. – Były otwarte. Ale…

– Mogliśmy wcześniej uczulić Hannah, żeby nie zostawiała drzwiczek klatki otwartych – dodał.

W tej sprawie też miał rację: Hannah uwielbiała karmić Lucy i choć wiedziała, że nie wolno jej otwierać drzwiczek pod moją nieobecność, możliwe, że bawiła się zasuwką.

– No dobrze, a to, co powiedziała o dziecku? – spytałam ostro.

Doug ze zmęczeniem pomasował sobie twarz.

– Beth, ona ma pięć lat. Jeszcze nie wie, co to jest śmierć, prawda? Może czuje niepokój w związku z tym, że będzie miała rodzeństwo?

Wpatrywałam się w niego.

– Nie wierzę, że to mówisz! Wiem, że to sprawka Hannah. Miała to wypisane na twarzy!

– A gdzie wtedy byłaś? – spytał, też podnosząc głos. –Gdzie, do cholery, byłaś, kiedy to się działo? Dlaczego jej nie pilnowałaś?

– Nie waż się mi wmawiać, że to moja wina! – krzyknęłam. – Nie waż się!

Zaczęliśmy się kłócić. Niepokój i rozpacz sprawiły, że zwróciliśmy się przeciwko sobie, naskakiwaliśmy na siebie i odpieraliśmy ataki.

– Mamusiu? Tatusiu? – Hannah stanęła w drzwiach. Była zaspana i uroczo wyglądała w różowej piżamce. Trzymała misia. – Dlaczego krzyczycie?

29

Doug wstał.

– Witaj, maleńka! – Jego głos nagle zabrzmiał wesoło. –Jak się miewa moja księżniczka? Przytulisz tatusia?

Kiwnęła głową i podeszła do niego, ale po chwili spytała cichym, smutnym głosikiem:

– To z powodu Lucy?

Wymieniliśmy z Dougiem spojrzenia. Podniósł ją.

– Wiesz, jak to się stało?

Pokręciła głową.

– Mamusia myśli, że ja to zrobiłam, ale to nieprawda! Mamusia kocha swojego ptaszka i ja też go kocham. – Jej oczy wypełniły się łzami, które po chwili wylały się na policzki. –Nigdy, przenigdy nie zrobiłabym Lu-Lu krzywdy.

Doug ją przytulił.

– Wiem, wiem. Po prostu ktoś zrobił coś okropnego. Ktoś albo lis. Może to jakiś niegrzeczny lis. Chodź, skarbie, nie płacz. Proszę, nie płacz. Położymy cię z powrotem do łóżeczka.

Wiem, że oszukiwał samego siebie, że za bardzo się wystraszył i nie chciał spojrzeć prawdzie w oczy, ale nigdy nie czułam się równie samotna, równie nieszczęśliwa jak w tym momencie. Gdy wychodzili z kuchni, podniosłam wzrok i zauważyłam, że Hannah obserwuje mnie znad ramienia ojca. Miała już obojętną minę. Patrzyłyśmy sobie w oczy, dopóki nie zniknęli za rogiem.

Kiedy Beth znalazła odciętą główkę swojego ukochanego ptaszka, od razu wiedziała.

Pokazała otoczony strużką krwi łebek swojej pięcioletniej córce. Na widok błysku zadowolenia w jej oczach i z trudem ukrywanego uśmiechu Beth przeszył lodowaty dreszcz.

Wiedziała, że Hannah jest trudnym dzieckiem. Nie przypuszczała, że aż tak. Odrywała lalkom kończyny. Zrzuciła młodszego brata ze schodów. Beth codziennie umierała ze strachu, do czego jeszcze jej córeczka może być zdolna.

Ale Beth i jej mąż Doug mieli związane ręce. Od kiedy Hannah odkryła ich mroczne sekrety, mogli ją tylko z niemym przerażeniem obserwować. Z każdym dniem coraz bardziej bali się czającego się w dziewczynce zła.

Bo Hannah czekała, aż będzie na tyle duża, żeby jej cios naprawdę zabolał.

Cena 49,99 zł
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.