Relacja z warsztatów z Ren Yagami – Berlin

Ren Yagami jest jednym z tych japońskich ekspertów shibari, należących do młodego pokolenia, którzy wykształcili już swój własny styl i mają znaczący dorobek.
W swojej działalności Ren Yagami sięga po inspiracje z hojo jutsu i hobaku jutsu, stara się wykorzystać elementy aikido, w którym jest ekspertem wysokiej rangi.
Podkreśla, że jest uczniem Nawashi Kanna, a jego styl jest mocno skierowany na semenawa oraz na akcentowanie roli przepływu emocji i energii.

Tyle w dużym skrócie, więcej można znaleźć choćby na fetlife w jego profilu i w tekstach Gorgone – osoby mającej wysoką pozycję w świecie shibari i jako modelka i jako rigger.
Warsztaty w Berlinie były jednym z etapów tournee Yagami i Gorgone obejmującego USA, Anglię, Francję, Niemcy i Włochy.

Jeśli chodzi o moje wrażenia z warsztatów w Berlinie to była to przede wszystkim możliwość porównania kilku szkół wiodących obecnie w shibari – Nawashi Kanna, Akira Naka, Osada Ryu.
To, z czego bardzo się cieszę, to odpowiedź na często pojawiające się pytanie o rozmieszczenie oplotów ramion w T-K przy podwieszeniach. Rozstrzygnięcie sporu okazało się banalnie proste: jest to sprawa indywidualnej budowy ciała i należy korzystać z prostego sposobu wyszukania krytycznego miejsca. Amen!
Następne „zdobycze” to:
-  zapożyczona z aikido technika „układania” ciała wiązanej osoby na początku wykonywania       T-K.
-  ko den T-K (bazowe takate kote, podstawowe, nie przeznaczone do podwieszeń).Tu się okazało, że koncepcja jest bardzo zbliżona do mojej, zamieszczonej na nawado.pl, gdzie dla żartu nazwałem tą wersję symbolem GR wz. 2011 :)
- wiarygodne potwierdzenie mojej wiedzy na temat hojo jutsu i hobaku jutsu
- subtelne szczegóły oddziaływania na oddech wiązanej osoby przy układaniu T-K
- zwrócenie uwagi na prawidłowy przebieg lin zaczynających mount fuji przy T-K
- genialny w swej prostocie sposób na stabilne wykonanie yuki musubime
- inny sposób dociągania lin przy tworzeniu battendome
- zwrócenie uwagi na sposób układania lin pomiędzy włosami, a np. rękoma
- inny sposób zakańczania stropów – hachinoji  z węzłem sakadome
- gimnastyko/masażo/pieszczota mająca na celu pewne uelastycznienie ciała osoby wiązanej tuż przed początkiem układania więzów.
- wspomaganie układania ramion przed wiązaniem do pozycji teppo, strappado, wakizashi i tekubi
- inne sposoby wykonania tych wiązań podstawowych

Była też okazja podpatrzenia bardzo widowiskowych ułożeń ciała w podwieszeniach.
Były to piękne obrazy malowane ciałem, również dzięki temu, że na najwyższym poziomie spotkały się umiejętności wiążącego oraz  fizyczna gibkość i wytrzymałość Gorgone.

Podczas tych warsztatów Ren Yagami sporo uwagi poświęcił na zaprezentowanie swojej idei wprowadzenia technik aikido dla ułatwienia nawiązania emocjonalnego połączenia i energetycznego przepływu pomiędzy osobami po obu stronach liny.
Nie do końca jestem przekonany do tej koncepcji. Wydaje mi się ona zbyt umowna, jak zresztą samo współczesne aikido w relacji do sztuk realnej walki.

Bardzo duże wrażenie na wszystkich obserwatorach wywarł pokaz wywołania „orgazmicznych” odczuć u partnerki jedynie poprzez dźwięk: najpierw muśnięcia ucha, potem lekkie uderzenia w palec delikatnie wsunięty w ucho, potem jedynie dźwięki kliknięć i klaśnięć, najpierw przy uchu, potem z odległości kilku metrów.

To duże wrażenie zostało jednak podkopane gdy okazało się, że:
a) na mężczyzn to nie działa, więc nie można popróbować tego na sobie
b) na kobiety owszem działa, ale trzeba to starannie i długo wypracowywać w partnerce
c) trzeba spełnić określone warunki co do miejsca, atmosfery, nastroju
d) no i musi być to partnerka stosownie wrażliwa, jak w tym przypadku Gorgone, więc nie można tego pokazać tego na którejś z ochotniczek.

Podsumowując: warto było pojechać na te warsztaty.

Jeszcze kilka lat temu nie do pomyślenia było, że nie mając możliwości podróżowania do Japonii, nie mając stosownych kontaktów będzie można być na bieżąco z tym co nowego dzieje się w świecie shibari :)

Moje shibari

 

SHIBARI, KINBAKU – co to dla mnie jest, dlaczego warto się tego uczyć, studiować, praktykować.
(moje subiektywne spojrzenie)

Shibari – czyli co?

Czyli wykonywanie więzów;
·       
linami
·       
w sposób skuteczny
·       
przy życiu technik przypisanych japońskiej tradycji, ale z poszukiwaniem nowych rozwinięć
·       
w poszukiwaniu estetyki – obrazu, ruchu, relacji
·       
sprawnie, zręcznie
·       
by sprawiać zmysłową, erotyczną satysfakcję
·       
by czerpać radość z doskonalenia się

Shibari to narzędzie sprawdzające się na różnych płaszczyznach, uzupełniających się, przenikających, albo występujących samodzielnie;
·       
unieruchomienie, objęcie oferowanej uległości dominacją, wstęp do praktyk BDSM
- jak ładne, sprawne i skuteczne związanie rąk przed chłostą

·        kreowanie estetycznej sceny, rzeźby tworzonej z ciała, otoczenia, rekwizytów
- jak satysfakcja z wykonania pięknej fotografii, namalowanego obrazu, napisanego wiersza

·        popis sprawności technicznej, pole doskonalenia zręczności i radość z wyników
- jak frajda z udanej rufy w pełnym ślizgu, płynnego wejścia do san-kaku, ewolucji na narciarskim stoku. Wszystko doskonalone setkami powtórzeń, poprawek, studiowaniem wiedzy

·        prezentowanie umiejętności przed publicznością
- jak pokazy poszukujące teatralnych środków wyrazu, zgrania ze sobą obrazu, ruchu, emocji, szczegółów i rekwizytów, cyrkowej sprawności

·        tworzenie zmysłowego napięcia pomiędzy osobą oddającą się linom i osobą te liny prowadzącą
- jak wymowne spojrzenie, jak ustawione przy kieliszkach wina świece, jak muzyka w tle, jak pieszczota dotyku i oddechu

·        wolność osiągana w zniewoleniu
- jak postrzegają więzy ci, którzy lubią ich smak na sobie

·        erotyczne, zmysłowe, fizyczne i emocjonalne doznania aktu wzmocnionego „pożądaną przemocą”
- jak ułożenie ciała w linach i czerpanie seksualnej rozkoszy

 Shibari to drzwi do fascynującej krainy Kinbaku – świata gdzie do techniki shibari dołączamy emocje.
Kinbaku to uzyskanie metodami Shibari połączenia erotyki, estetyki i funkcji obezwładnienia w jednoczesnym ich występowaniu.
I tak wiązanie, które jest ładne, ale nie spełnia funkcji obezwładnienia nie zaoferuje nam Kinbaku.
Sprawnie wykonane, skuteczne wiązanie wykonane bez emocji, bez odczuć erotycznych, bezdusznie też nie będzie wiązaniem Kinbaku, a jedynie Shibari.
Więzy w Kinbaku tworzymy tak, aby uzyskać wszystkie te elementy, dążymy do zharmonizowania energii relacji fizycznych i emocjonalnych.
Wtedy Kinbaku, w swój specyficzny sposób, wprowadza nas w obręb BDSM.
Kinbaku to przejęcie kontroli nad partnerem oddającym nam swoją uległość, a z drugiej strony to ofiarowanie tej uległości, to coraz dalej postępująca kontrola ciała i emocji; od pierwszego oplotu nadgarstków po kolejne sploty, kolejne stopnie zdominowania ruchu, pozycji, odczuć, a nawet bólu i wstydu.
To intymne zespolenie ciał i dusz gdzie energia przekazywana jest za pośrednictwem liny, dotyku, nacisku ciała, gry zniewoleniem, obnażeniem, pozbawieniem swobody, narzuceniem biegu wydarzeń i działań.

Do wejścia w świat Kinbaku konieczne jest opanowanie technik Shibari. W mniejszym lub większym stopniu, na tyle jednak, aby samo wykonywanie więzów, ich układanie, następowało płynnie i bez absorbowania całości uwagi. Bezpiecznie. Ruch liny nie będzie pieszczotą, gdy będzie sprawiał niepotrzebny ból, będzie chaotyczny, a ułożone więzy będą „rozsypywać się” po chwili, gdy w rzeczywistości nie będziemy w stanie uzyskać zaplanowanych wyników.

Opanowanie techniki Shibari, jak każdej innej, wymaga uczenia się i doskonalenia umiejętności. Trzeba tylko odnaleźć radość z tego i cieszyć się z uzyskiwanych postępów. Nic, co wartościowe, nie przychodzi samo.

O linach – z dyskusji na Fetlife.com

Wypowiedź w dyskusji na poniższy temat (Fetlife, BDSM Polska)

Czym wiązać i być wiązanym?
by
Gotycki
„Liny, liny, liny – to oczywistość. Ale jakie? Z włókien naturalnych czy syntetyczne? Jakiej grubości? Jakiej długości? Czy wolimy dłuższe czy krótsze i dowiązywać wedle potrzeb?”

Dobierając liny przede wszystkim trzeba dopasować je do rodzaju działań, a następnie z palety możliwości dobrać  te, które akurat nam najbardziej pasują.

Ponieważ ten ostatni aspekt jest kwestią bardzo indywidualną skupię się poniżej nad cechami poszczególnych rodzajów lin, aby osobom które mogą nie znać dokładnie właściwości ułatwić  poszukiwania  i wybór.

 Liny sizalowe, liny z płaskich pasm tworzywa, powrozy z grubych skrętek, itp.

Ogólnie słabo sprawdzają się w zastosowaniach bondage, natomiast mogą być przydatne ze względów estetycznych, czyli do jakiś scen foto i filmowych, pokazów, itp.
Są sztywne, trudno się układają, łatwo przypalić nimi skórę.

Liny alpinistyczne, liny typu dyneema, itp.
Łatwo dostępne – wszystkie sklepy żeglarskie i alpinistyczne, internet, ale dość drogie.
Przeważnie w pstrokatych kolorach i przeplotach, co może być mało „klimatyczne”.

Dość sztywne, węzły nie mają tendencji do nadmiernego zaciskania się.
Wytrzymałość wielokrotnie przewyższająca potrzeby.

Łatwo przypalić skórę.
Łatwo piorą się  i suszą.

Łatwa obróbka końcówek poprzez przypalenie.
Nie zmieniają radykalnie właściwości pod wpływem wilgoci.
W zastosowaniach bondage – jak nie ma nic bardziej dopasowanego – mogą być
:)

Liny polipropylenowe, żeglarskie.

Łatwo dostępne – wszystkie sklepy żeglarskie i alpinistyczne, internet.  Tańsze od alpinistycznych.
W różnych kolorach, jednolite, nie pstrokate, można znaleźć takie kolory, które nam akurat odpowiadają.

Mniej sztywne niż alpinistyczne, miękkie w dotyku, węzły mają średnią tendencję do nadmiernego zaciskania się.
Wytrzymałość wielokrotnie przewyższająca potrzeby.
Lepsza do bondage jest wersja bez rdzenia – wytrzymałość i tak za duża, a liny z rdzeniem mają tendencję do jego przesuwania się w oplocie i wypychania rdzenia na zagięciach.

Łatwo przypalić skórę.
Łatwo piorą się  i suszą.

Łatwa obróbka końcówek poprzez przypalenie.
Bardzo silnie absorbują zapachy – np. dym tytoniowy.

Nie zmieniają radykalnie właściwości pod wpływem wilgoci.
W zastosowaniach bondage – najlepsze z lin syntetycznych.
 

Liny bawełniane

Nie wszędzie dostępne i w ograniczonym wyborze  rodzajów – wszystkie sklepy żeglarskie i internet, cena podobna do polipropylenowych.
Występują jako plecione, z rdzeniem i bez, oraz skręcane.
Zazwyczaj białe, można je samodzielnie barwić.
Mniej sztywne niż polipropylenowe, miękkie w dotyku, węzły mają dużą tendencję do nadmiernego zaciskania się, znaczna rozciągliwość i związana z tym zmiana długości i średnicy. (Patrz film z testu:
http://www.youtube.com/watch?v=s9HM4oeXJBU )
Wytrzymałość wystarczająca do bondage bez podwieszeń, przy podwieszeniach zalecana ostrożność. Mała wytrzymałość na zerwania dynamiczne.
Lepsza do bondage jest wersja bez rdzenia – liny z rdzeniem mają tendencję do jego przesuwania się w oplocie.
Łatwo przypalić skórę.
Łatwo piorą się  i suszą.
Trudna obróbka końcówek: przeszywanie lub opaska lub poprzez przypalenie rdzenia z tworzyw sztucznych.
Bardzo silnie absorbują zapachy – np. dym tytoniowy.
Nie zmieniają radykalnie właściwości pod wpływem wilgoci.
W zastosowaniach bondage – sprawdzają się bardzo dobrze.

Liny jutowe i konopne

Liny o zbliżonych właściwościach, w terminologii japońskiej mają wspólną nazwę „hemp”.
Dostępne w internecie i niektórych sklepach specjalistycznych w wersji „surowej” i w cenie zbliżonej do bawełny.

Surowa lina konopna jest w Polsce nieco droższa i trudniej dostępna niż jutowa.
Po obróbce konopna bardzo podobna do jutowej (nieco ciemniejsza i bardziej „mechata”).
Konopna ma nieco większą wytrzymałość  na zrywanie niż jutowa.
W handlu liny dostępne tylko w formie „surowej” – absolutnie nie do zastosowań bondage!

Umiejętna i pracochłonna obróbka zamienia surową linę przypominającą kabel w miękką, odpowiednio szorstką i pachnącą.
Występują jako plecione w wersji 3-y i 4-ro skrętkowej w kolorze naturalnym.
Można je barwić podczas obróbki. Lepiej chłoną barwnik jutowe niż konopne.
Węzły mają małą tendencję do nadmiernego zaciskania się, mała rozciągliwość. (Patrz film z testu:
http://www.youtube.com/watch?v=s9HM4oeXJBU )
Wytrzymałość wystarczająca do bondage , do podwieszeń (ok 130kg dla średnicy 6mm).
Najmniej ze wszystkich lin przypalają skórę.
Piorą się  i suszą w skomplikowanym procesie.
Trudna obróbka końcówek: opaska z przeszywaniem, węzeł „bębenkowy”  lub „kwiat ostu”
Bardzo odporne na  absorbcję zapachów – np. dym tytoniowy.
Zmieniają radykalnie właściwości pod wpływem wilgoci – sztywnieją i kurczą się (uwaga przy kneblowaniu i zabawach z wodą).
Charakteryzują się pyleniem. Można je zmniejszyć odpowiednią obróbką, ale nie do końca. Alergicy mogą nie tolerować pylenia, zostają też ślady na czarnych ubiorach, pościeli, itp.
W zastosowaniach bondage – sprawdzają się bardzo dobrze.

Mimo swych licznych wad, liny jutowe i konopne posiadają szereg zalet, które sprawiają, że znawcy bondage, szczególnie ci ukierunkowani na shibari korzystają w zasadzie tylko z nich.

W samym shibari wynika to w znacznej mierze z chęci utrzymania tradycji, a inne nieocenione zalety lin jutowych i konopnych to:

- Przyjemny dotyk i odpowiednia szorstkość lin
- Zapach
- Nierozciągliwość
- Małe przypalanie skóry
- Łatwość rozplątywania
- Estetyczny i „klimatyczny” wygląd
- Możliwość korzystania z technik shibari, np. kończenia więzów przy pomocy końcówek o kształcie „baryłek”, używania stoperów opartych na tarciu.

Hempex

Lina z tworzyw sztucznych imitująca prawie do złudzenia linę jutową.
Znacznie większa wytrzymałość na zrywanie niż jutowej.
Paskudny zapach!
W Polsce bardzo trudno dostępna.
Wysoka cena.

Liny jedwabne

Mają wszystkie zalety lin jutowych oprócz zapachu, ale przy tym nie pylą.
W Polsce bardzo trudno dostępne i bardzo drogie.

Tak jak wspomniałem na wstępie dobór liny jest kwestią indywidualną i  zależną od potrzeb.

Osoby, które chcą uzyskać możliwość  sprawnego związania np. do dalszych zabaw bdsm chyba najlepiej wybiorą sięgając po liny bawełniane.

Dla potrzeb fotografii, itp. trzeba skupić się na wyglądzie liny w zależności od naszej wizji sceny.

Ci którzy chcą korzystać z tradycji (i nowych osiągnięć)  shibari sięgną po liny  jutowe i konopne.

Średnice jakie mogę polecić to przedział  od 5,5mm do 8mm.
Liny cieńsze tam gdzie chcemy ułożyć więcej splotów, węzłów.
Grubsze – na odcinki mocno obciążone, np.  przy podwieszeniach, na sploty niezbyt gęsto układane.

Optymalna długość to 7-8m. Wynika to z zasady, że złożoną w pół linę przeciągamy w dwóch ruchach w pełni rozłożonych ramion. Jest to jedna z zasad przyjętych w shibari, gdzie właśnie stosuje się oploty z liny złożonej w pół. Druga z takich zasad shibari to łączenie ze sobą kolejnych odcinków liny, zazwyczaj przy pomocy specyficznego węzła „hibari”.

W shibari wynika to z umownie przyjętego założenia, że wiązanie jest „jednością” i nie ma swego ostatecznego końca – zawsze, do wcześniej wykonanych splotów, możemy dołożyć następne, tworzące kolejną, bogatszą całość.
Nie jest to bardzo sztywna zasada, poza tym nie zawsze trzeba się kierować technikami shibari.

Jeśli już chodzi o shibari to jest to raczej materiał na dyskusję ograniczoną do tego tematu.

Jest przecież wiele osób, które preferują tzw. West bondage gdzie nie składa się liny w pół, nie zachowuje zasady przedłużania, itp.

Do zalecanego zestawu lin dodałbym też 4-6 odcinków liny po 4m długości.
Takie odcinki przydatne są np. do mocowania kończyn do mebli, itp. gdzie pełna długość 8m była by nadmierna i kłopotliwa.


 

Test uszkodzenia nerwów ramienia

 

Test funkcji motorycznych i czuciowych w przypadku prawdopodobieństwa uszkodzenia nerwów ramienia 

Osoba pozostająca w więzach, szczególnie w przypadku podwieszeń, narażona jest na niebezpieczeństwo urazu nerwów na skutek nacisku liny, niewygodnej pozycji, itp.
Nie zawsze pojawi się ból będący ostrzeżeniem przed tym niebezpieczeństwem.
Czasem też osoba wiązana nie sygnalizuje w porę występującego bólu. Może tak postępować na skutek emocji, źle pojmowanego „hartu ducha” czy potrzeby uległości, a także na skutek przyjętych leków lub używek.
Warto zatem, aby wiążący, na którym spoczywa jednak główna odpowiedzialność za bezpieczeństwo umiał w sposób obiektywny ocenić stan możliwych zagrożeń uszkodzenia nerwów.
Poniższe informacje mogą być w tym pomocne.

Zamieszczony niżej rysunek przedstawia obszary dłoni, w których zaburzenie czucia dotyku może wskazywać na uszkodzenia odpowiednich nerwów.

            

Źródło: http://www.ortopedia.edu.pl/htmle/nerwy.html

 

Test prowadzimy poprzez przesuwanie palców po całym obszarze badanej dłoni. Porównujemy z odczuciami na drugiej ręce. Zwracamy uwagę na zmiany barwy i temperatury skóry na obszarze całego ramienia.

Test poprawności funkcji motorycznych przeprowadzany na ręce pozostającej w więzach.  Sprawdzamy zakres i siłę ruchu:

·       odwodzenie i przywodzenie nadgarstka,
·      
maksymalne rozsunięcie na boki wyprostowanych palców
·      
zginanie i prostowanie palców
·      
nacisk kciukiem na poszczególne palce – oceniamy poprzez wsunięcie własnego palca pomiędzy kciuk i palec


Test poprawności funkcji motorycznych przeprowadzany po usunięciu więzów.  Sprawdzamy zakres i siłę ruchu:

·       ręka wyprostowana do przodu, poziomo, palce rozsunięte na boki, sprawdzamy opór przy próbie obniżenia i uniesienia ramienia
·      
umieszczamy palec pomiędzy kciukiem i palcem wskazującym badanej ręki, oceniamy siłę nacisku i możliwość zachowania pozycji kciuka w chwili zaprzestania nacisku i uniesienia palca wskazującego
·      
wyprost ramion w bok, palce rozsunięte, oceniamy łączenie i rozsuwanie palców.

 

Obserwowanie, sprawdzanie tego co dzieje się z osobą pozostającą w więzach powinno wejść na stałe do arsenału technik, nawyków i umiejętności każdego kto chce podążać „drogą liny”.

 

Test siły potrzebnej do uniesienia ciała

 Poniższy tekst (najpierw wersja angielska potem polska) powstał dla potrzeb dyskusji dotyczącej sił występujących w linach podczas unoszenia ciała

I did a comparison test - which forces the need to lift the same weight depending on how you carry the weight of hoisting ropes.
As I was looking for minimal force to initiate movement – without dynamic movement, it can be assumed that only determined the friction force required to initiate movement.
Without the force needed to obtain a clear acceleration.

The test can be seen in this video:


A summary of the results here:

The minimumload requiredto liftweights2kg

                                            Version 1                              Version 2                                           Version 3
                                           only the ring                 
For aringand                                   For a ring and

                                                                                    loopofrope                                    a steel carabiner

                                                                                    and ring                                            and ring                                                 

Steel ring                               3,6 kg (180%)                    3,0 kg (150%)                                2.3 kg (115%)

Wood ring                            3,3 kg (165%)                    2,6 kg (130%)                              2,0 kg (100%)  

VERSION 1 - rope hooked to the weight, led to the ring and pulled down.
Version 2 - rope hooked to the weight, led to the ring, then down into a loop of rope and back up to the ring and pulled down
Version 3 - rope hooked to the weight, led to the ring, then down on the carabiner hook up again in the ring and pulled down.

All versions did once for a ring of wood with a thickness of 28mm and a second time for the ring of steel with a thickness of 8mm.
The used version 3 hook had a thickness of 10mm.

Theoretically, version 1 the force needed to move the weight given by the Euler’s formula belt friction (http://en.wikipedia.org/wiki/Belt_friction). It takes into account the type of material and the ring ropes and wrap angle. But do not include a diameter of the ring. And it is of crucial importance in our application.

For versionswith wooden, thickring-value calculatedfrom the formulaEuler’stheoryagreeswith experience.However, nomatchfor themetal ring, since its diameter istoo small in relationto the diameter ofthe rope.

Test conducted on a rope with a diameter of 6mm and 8mm second time. I did not observe different results.

…Zrobiłem test porównawczy – jakiej siły potrzeba do uniesienia tego samego ciężaru zależnie od sposobu prowadzenia lin podnoszących ciężar.
Ponieważ szukałem minimalnej siły do inicjacji ruchu – bez dynamicznego ruchu, to można przyjąć, że ustaliłem tylko siłę tarcia potrzebną do zainicjowania ruchu.Bez siły potrzebnej na uzyskanie wyraźnego przyśpieszenia.

Test można zobaczyć na tym filmie:

A tutaj zestawienie wyników:

                     Wersja 1                          Wersja 2               Wersja 3
Steel ring    3,6 kg (180%)              3,0 kg (150%)            2.3 kg (115%)

Wood ring  3,3 kg (165%)               2,6 kg (130%)           2,0 kg (100%)  

Wersja 1 – lina zaczepiona do odważnika, poprowadzona na pierścień i ciągnięta w dół.

Wersja 2- lina zaczepiona do odważnika, poprowadzona na pierścień, potem w dół w pętlę z liny i znów do góry na pierścień i ciągnięta w dół

Wersja 3 – lina zaczepiona do odważnika, poprowadzona na pierścień, potem w dół na zaczep z karabińczyka i znów do góry na pierścień i ciągnięta w dół.

Wszystkie wersje zrobiłem raz dla pierścienia z drewna o grubości 28mm i drugi raz dla pierścienia ze stali o grubości 8mm.

Zastosowany w wersji 3 karabińczyk miał grubość 10mm.

Teoretycznie dla wersji 1 siłę potrzebną do poruszenia odważnika   określa wzór  Eulera.  Uwzględnia ona rodzaj materiałów liny i pierścienia, oraz kąt opasania. Natomiast nie uwzględnia średnicy pierścienia. A ma ona decydujące znaczenie w naszym zastosowaniu.

Dla wersji z drewnianym, grubym pierścieniem, wartość siły wyliczonej teoretycznie z formuły Eulera zgadza się z doświadczeniem. Natomiast nie zgadza się dla metalowego pierścienia, gdyż jego średnica jest zbyt mała w stosunku do średnicy liny.

Test przeprowadziłem na linie o średnicy 6mm i drugi raz na 8mm. Wyniki powtórzyły się przy obu średnicach.


Wiązanie – ucisk, ból, oddech

Poniższy tekst został zainspirowany dyskusją w grupie BDSM Poland na portalu Fetlife.

Oto kopia tej dyskusji:

Wiązanie – ucisk, ból, oddech
by Margot_ 2 days ago
Znalazłam temat dotyczący bondage: Bondage – bezpieczeństwo. Jednak nie zawiera on treści, które mnie interesują.
Ostatnio byłam kilka razy wiązana. O ile w pozycji głową do góry jedynym dyskomfortem był ból szyi związany z opadaniem głowy do tyłu i wrażenie, jakbym kręciła się na karuzeli (żadnych sensacji związanych z uciskiem liny na różne części ciała), o tyle w pozycji głową w dół było mi o wiele trudniej.
Gdybym miała zwerbalizować problem (być może tylko subiektywny, bo inne osoby mogą tego nie odczuwać w identyczny sposób) – to zawiera się on w trzech słowach: ucisk, ból, oddech.
Sznur do podwieszenia w tej drugiej pozycji (co widać na zdjęciu w moim profilu) znajdował się między innymi pod piersiami, na żebrach. W momencie podwieszenia pojawił się natychmiastowy ucisk, miałam wrażenie, że lina zgniecie mi żebra i nie będę mogła oddychać. Miałam mieć również związane na plecach ręce, jednak takie ich ułożenie potęgowało negatywne odczucia i może to się wyda dziwne dla osób bardziej doświadczonych – ale gdy opadały swobodnie, łatwiej mi się oddychało.
No właśnie – oddech. Starałam się oddychać spokojnie, skupić się na tym, co moje ciało odczuwa jako przyjemność (dotyk szorstkiej liny na skórze, świadomość unoszenia się, spełnianie kolejnego marzenia, pokonywanie własnej słabości) – i w takich krótkich momentach prawie zapominałam o bólu.
Nie wpadłam w panikę, bo wiedziałam, że jestem w dobrych rękach, ale żałowałam, że nie wytrzymałam dłużej, bo ciało się buntowało i krzyczało „dosyć”. Stąd moje pytanie: czy przy pomocy oddechu można opanować ból związany z uciskiem liny? Czy można go wyłączyć? Mimo że jestem masochistką, ten ból nie był przyjemnością i nie podniecał.

nyrion
ja też już kilka razy wisiałem, ale nie miałem takich odczuć. to pewnie zależy od techniki związania. pewien ucisk jest zawsze, ale zawsze w miarę swobodnie oddychałem. pewnie miałem więcej sznura na piersi i ciężar się równomierniej rozkładał. A co do bólu to nie wiem nic o przeciwbólowym działaniu oddechu ale wystarczy tylko że odwrócisz swoją uwagę i już wyda się słabszy. jeśli uda ci się odwrócić uwagę :D ale ból coś oznacza, więc jeśli się go zignoruje to może oznaczać potem siniaki o terminie ważności około tygodnia

Mala_Zolza
Rozumiem, że mówiąc o wiszeniu głową w dół masz na myśli takie „na brzuchu”, jak na Twoich niedawnych zdjęciach?
Miałam okazję latać w ten sposób raz (co widać na moich zdjęciach), pod okiem GanRaptora, więc też z poczuciem bezpieczeństwa. Spora część ciężaru ciała spoczywa wtedy na części piersiowej, więc trudno się dziwić, że ucisk jest spory. Może trzeba było więcej nacisku położyć na biodra? Mnie oplatało trochę więcej lin – inny rozkład sił – a i tak zostały mi potem otarcia na ramionach. Co do oddechu, to mogę snuć fantazje – skoro klatka piersiowa jest uciśnięta, to może oddychać głębiej przeponą? No i więcej punktów podparcia liny na pewno nie zaszkodzi.

nyrion
to do góry nogami to było tylko jedno z chyba 3,4 moich związań :D Ale teraz po zastanowieniu myślę że najbardziej pomocne było oddychanie przeponą + dobre rozłożenie siły przez wiele sznurków :)

Margot_
Co do oddechu, to mogę snuć fantazje – skoro klatka piersiowa jest uciśnięta, to może oddychać głębiej przeponą? – @Mala_Zolza

Rozmawiam drogą prywatną o tym problemie, między innymi z @nyrionem. To fragment Jego maila (mam nadzieję, że @nyrion mi to wybaczy, ale cytat jest tak techniczny, że raczej nie naruszam tajemnicy korespondencji):

podstawowa różnica między nami jest taka że kobiety oddychają rozciągając klatkę piersiową a mężczyźni przeponą. Innymi słowy, ja oddycham brzuchem :) tam nie ma żadnych lin, a moja klatka piersiowa się nie rusza i tym samym nie powoduje to bólu.

Oddech przeponą to jest pewne wyjście, ale nie wiem, na ile takie oddychanie może opanować kobieta. Ktoś inny (niestety, nie mogę podać nicka) zasugerował płytki oddech, taki, który nie rozciąga klatki piersiowej i nie potęguje bólu wywołanego już naciskiem liny.

Mala_Zolza
Oddech przeponą to jest pewne wyjście, ale nie wiem, na ile takie oddychanie może opanować kobieta. – @Margot

Może. Niektórym przychodzi to naturalniej, innym mniej. Szczególnie przydatne przy śpiewaniu, a na pewnym poziomie wymagane. Ale nie wiem, czy jest sens się tego uczyć dla paru minut wiszenia. ;)

Ktoś inny (niestety, nie mogę podać nicka) zasugerował płytki oddech, taki, który nie rozciąga klatki piersiowej i nie potęguje bólu wywołanego już naciskiem liny. – @Margot

Tylko kiedy człowiek zaczyna regularnie i świadomie płytko oddychać, to zaraz pojawia się nieodparta potrzeba zaczerpnięcia głębszego oddechu. :)

Margot_:

Tylko kiedy człowiek zaczyna regularnie i świadomie płytko oddychać, to zaraz pojawia się nieodparta potrzeba zaczerpnięcia głębszego oddechu. :) – @Mala_Zolza

Tej rady udzielił mi ktoś, kto zajmuje się wiązaniem niemal „zawodowo” :) . Jedyne wyjście – sprawdzić w praktyce :) .

Ale nie wiem, czy jest sens się tego uczyć dla paru minut wiszenia. ;) – @Mala_Zolza

Dla mnie jest sens, bo wiązanie (wiszenie) sprawia mi przyjemność. I chciałabym te parę minut wydłużyć :) .

…………………Wiązanie – ból, oddech……………….

GanRaptor:

Spostrzeżenia i kłopoty o jakich pisze Margot po swych doświadczeniach z kolejnym swoim podwieszeniem dobrze ilustrują tezę, że podwieszenia są jednym z trudniejszych technicznie zagadnień shibari. Nie bez powodu wielu znawców zaleca nabycie dużej praktyki technicznej jako podbudowy do wykonywania podwieszeń.
Rzeczą cenną dla wykonujących podwieszenia jest ich własne doświadczenie w roli osób podwieszanych. Wtedy łatwiej postrzegać niuanse układanych splotów, szczegóły techniki, itp.
Niestety nie zawsze osoby wiążące zdobywają i kontynuują na bieżąco takie doświadczenia, bo albo w swej dominującej naturze nie dążą do sytuacji gdy sami na sobie „smakują” lin w zawieszeniu, albo dlatego, że trudno im o partnera, który umiejętnie wykona podwieszenie.

Teraz odniosę się do konkretnych fragmentów wypowiedzi uczestników powyższej dyskusji:

Najpierw definicje, abyśmy mówili o tym samym.

Przywołana przez Margot

  • Pozycja „głową do góry” to zawieszenie mniej lub bardziej poziome – twarzą do góry, w shibari nazywane:  Aoumke tsuri 
  • Pozycja “głową w dół” to zawieszenie mniej lub bardziej poziome – twarzą w dół, w shibari nazywane: Utsubuse tsuri 

Przywołane przez nyriona

  • Pozycja “do góry nogami” to zawieszenie pionowo- głową w dół, w shibari nazywane: Np. Sakasa tsuri

Margot wskazuje dwa czynniki, które w jej odczuciu, były nadmiernie dolegliwe:

  1. Utrudnienie oddychania
  2. Bolesny nacisk w obrębie oplotów klatki piersiowej

Oba te czynniki mogą występować niezależnie od siebie, ale występowanie jednego raczej powiększy dolegliwość drugiego.

Zacznę od kwestii oddechu.

Nasze płuca pracują mniej więcej tak jak mieszek do rozniecania kominka (lub miech kowalski).
Klatka piersiowa rozszerza się – wdychamy i kurczy – wydychamy. Dzieje się to równocześnie, ale w różnym stopniu poprzez rozdymanie żeber z przodu klatki piersiowej jak i poprzez ruch przepony. Za pierwsze odpowiadają mięśnie dookoła żeber, za drugie mięśnie przepony.

Różnica pomiędzy objętością klatki piersiowej (miecha) w skurczu i w rozszerzeniu to objętość powietrza jaką dostają płuca.

W miechu jaki tworzy nasza klatka piersiowa porusza się tylko przód i przepona, a nie rusza się cześć tułowia od strony pleców – dlatego w pozycji „twarzą do góry” Margot nie miała problemów z oddychaniem. Liny uciskały nieruchomą, tylną część tułowia.

Liny poprowadzone tak jak opisuje to  Margot:  czyli zawieszenie twarzą w dół i jeden oplot z podwójnej liny oplatający tułów  umieszczony pod pachami i drugi taki sam, tuż pod piersiami i potem oba połączone wspólnym stropem. Do tego dwie liny tworzące „szelki” na barkach – tworzą pozycję bardzo utrudniającą tą część oddychania jaką realizuje rozkurcz żeber.
Dzieje się tak gdyż klatka piersiowa zostaje bardzo mocno ściśnięta.
Całość zaciskającego działania obu pętli z lin przenosi się na żebra, gdyż w tym układzie lin nie obejmują one ramion.

Dalej – na żebra działa stały nacisk lin.
Istotną rzeczą jest ta stałość. Otóż każde zmniejszenie objętości klatki piersiowej przy wydechu skutkuje natychmiastowym „zdobyciem przestrzeni” przez naciskające bez chwili przerwy liny.
W rezultacie, w fazie rozszerzania, klatka piersiowa nie wraca do początkowej objętości.
Następuje kolejny cykl – czyli oddychając kurczymy nasz miech, ale znów w fazie rozszerzania nie wracamy do pierwotnej objętości. Po iluś tam cyklach wspomniana różnica objętości w skurczu i rozkurczu staje się coraz mniejsza. Ratuje nas praca przepony. Nawet nieświadoma wystarcza aby przeżyć, ale przy braku doświadczenia nasz organizm może już podlegać panice.

Co możemy w tej sytuacji?

  • Unikać płytkiego oddechu samymi żebrami, bo w końcu liny przez swą „cierpliwość” zwyciężą.

Wspomina o tym Mala_Zolza:

„Tylko kiedy człowiek zaczyna regularnie i świadomie płytko oddychać, to zaraz pojawia się nieodparta potrzeba zaczerpnięcia głębszego oddechu. :)

Starajmy się, możliwie często „naprzeć” mięśniami na liny i rozszerzyć maksymalnie klatkę.
Zaczerpnąć dużo powietrza. Nie bójmy się tego „napierania” – ból od nacisku nie zwiększy się. Zawsze będzie taki jak wynika to z naszego ciężaru i naprężenia lin ten ciężar równoważący. A przecież „napierając” nie zmieniamy ani ciężaru, ani sposobu przyłożenia sił.
Aby wspomóc mięśnie klatki w tym siłowym „rozpychniu” unieśmy – na chwilę – mięśniami tułów – tak jak w ćwiczeniu: wznosy tułowia w leżeniu na brzuchu.
W kolejnym cyklu oddechowym, na chwilę wdechu, unieśmy mocno – siłą mięśni – biodra. Nacisk lin na piersiach wzrośnie, ale zmieni się kąt nacisku lin. Da to szansę na inną pracę zmęczonych mięśni klatki. Niewiele, ale zawsze coś :)

  • Oddychać przeponą.

Nawet bez opanowania biegłości w oddechu przeponą, o czym wspominają rozmówcy, wystarczy to do funkcjonowania w zawieszeniu.
Pod warunkiem, że nie spanikujemy :)
I uwaga kolejna – układając linę tuż pod dolnym żebrem możemy unieruchomić przeponę.
I wtedy jest kłopot!

Możemy wyćwiczyć się w korzystaniu z tych metod.

Po pierwsze wzmacniając mięśnie biorące udział w powyższych działaniach.

Po drugie ćwicząc w praktyce.
W zawieszeniu lub w warunkach symulacji:
Zawieszamy pętlę lin 20 cm nad podłogą. Przyjmujemy pozycję jak do pompek gimnastycznych, a pętlę układamy na klatce piersiowej. Mamy sytuację zbliżoną do tej przy omawianym zawieszeniu. Odrywamy ręce od podłogi i bezpiecznie, samodzielnie, ćwiczymy nasze zachowania w sytuacji takiego podwieszenia.

Tyle mniej więcej możemy zrobić w kwestii ułatwienia oddychania jako osoby wiszące, kolejne kwestie wymagają już działania osoby wykonującej podwieszenie.

Pierwsza rzecz to wybór metody, pozycji, itp. dostosowany do naszych fantazji, ale też i do warunków podwieszanej osoby.

Bardzo istotna jest waga !!!

To na co można sobie pozwolić bez problemów z osobą leciutką, umięśnioną  i wygimnastykowaną może w przypadku osoby bez tych cech i cięższą zmusić do wyjątkowej staranności w doborze i wykonaniu oplotów.

Jeden z ekspertów shibari stwierdził w wywiadzie, że unika podwieszeń osób cięższych niż 50 kg. To raczej ekstremalne podejście i dobre w jego japońskiej praktyce, ale o czymś jednak mówi.

Jeżeli chcemy umożliwić cięższej osobie dłuższe chwile nacieszenia się zawiśnięciem ( z naszej praktyki tak do godziny), to dobierzmy odpowiednią technikę zawieszenia.

W przypadku opisywanym przez  Margot dwie pętle oplatają żebra. Całość sił skupionych w stropie przenosi się właśnie na klatkę piersiową.

Na zdjęciach poniżej liny oplatają nie tylko piersi, ale również ramiona. Znaczącą część ciężaru tułowia (80% z siły na stropie tułowia) przenosi pętla na ramionach, przebiegająca przodem na wysokości szczytów płuc i górnej części ramion.

 

Liny oplatają całą górę tułowia tworząc sieć rozpraszającą naciski

  

Zdarza się, że z jakiś przyczyn, choćby zrealizowania wyobrażonego ułożenia, rezygnujemy z oplotu ramion i układamy liny tylko na klatce piersiowej

Wtedy bardzo dużo zależy od szczegółów.

Jednym z nich jest dopasowanie rozkładu sił pomiędzy stropem bioder i stropem tułowia. Decydują milimetry. Optymalnego położenia poszukuję wsłuchując się w uwagi osoby podwieszanej.

Margot wspomina o kwestii ułożenia rąk w opisywanej przez nią pozycji.

Łatwiej było, gdy wisiały luźno.

Ano dlatego, że ręce ułożone na plecach utrudniają pracę mięśniom na żebrach. Im mniej jesteśmy elastyczni tym bardziej. Ruch układania rąk na plecach skłania do pochylenia barków w przód.
Jest to efekt wykorzystywany w związaniu o nazwie strappado. Jest tym wyraźniejszy im mniejsza elastyczność barków.
Natomiast ułożenie ramion jak na zdjęciu  powyżej jest ułatwieniem. Ręce przenoszą część ciężaru tułowia pomniejszając o tą część naprężenia na linach.
Ale uwaga – ramiona nie mogą być nadmiernie „zadarte” do góry.  Unosimy je w granicach swobodnego ruchu, dalej pojawi się efekt strappado.

Od omawiania kwestii związanych z utrudnieniem oddychania przechodzę do kwestii nacisków od lin.

Wspomniałem wcześniej o konieczności wyważenia rozkładu sił pomiędzy stropami bioder i tułowia.
Wspomniałem o kwestii „siatki” oplotów rozpraszających naciski.
Tutaj polecam uwadze kwestię tego jak często eksperci podwieszeń sięgają po różne wersje związania o nazwie takate-kote. Dzieje się tak nie bez powodu. Poprawnie wykonane to związanie jest optymalne do podwieszeń.

Kolejna kwestia to jednostkowy nacisk lin tworzących oplot.

W przypadku Margot są to pętlę złożone z podwójnej liny. Zapewne o grubości nie większej niż 10 do 12 mm. Daje to pasmo o szerokości 20 do 24 mm.
Na poniższym zdjęciu główna pętla przenosząca ciężar tułowia (ta najbliżej głowy) wykonana jest z sześciu pasm liny o średnicy 6 mm. Daje to pasmo o szerokości 36 mm (6 x 6 = 36).
Do tego dochodzi jeszcze, na samej górze nad oplotem fragment elementu Mount Fuji ( zakreślony czerwoną linią). Daje to w tym miejscu jeszcze 12 mm i razem mamy w tym miejscu pasmo o szerokości 48 mm.
I jeszcze na dokładkę te liny, które z przodu oplatają piersi.
Wielkość powierzchni na jaką przenoszą się obciążenia ma ogromny wpływ na siły nacisku jaką odczuwa ciało – maleją one proporcjonalnie do kwadratu powierzchni.

Wielokrotnie spotykałem się z twierdzeniem: do podwieszeń grube liny (tj. 8 i więcej mm).

Ja twierdzę natomiast: jeżeli grubsze liny (max. 8 mm) to tylko na stropy, a na oploty ciała 6 mm, układane gdzie trzeba w szerokie pasma.

Dodatkowa zaleta cieńszych lin  – pasmo cienkich lin tworzy równą powierzchnię, pasmo lin grubych daje powierzchnię z zagłębieniami. Naciski na skórze są mniej równomierne. Jeśli jeszcze nie dopilnujemy, aby każda z lin w paśmie była równo napięta – a im grubsze liny tym łatwiej o błędy -  to znów naciski mogą miejscowo wzrastać.

Grubsze liny tworzą znakomicie większe węzły, które mogą nadmiernie naciskać na ciało.
Trudniej z grubszych lin uzyskać mocno rozbudowaną i estetyczną „siatkę” oplotów.

Zapraszam do dyskusji, pytań, wymiany poglądów.